Poems from “Kameraden” by Krzysztof Jaworski translated from the Polish by Benjamin Paloff
Winter
Meanwhile, what had been green went gray
and became a concept from a manual on keeping orchards.
Outside the window, the civilization of reason is in uneventful bloom. The experts
in weather are enumerating the weather’s virtues, while a chance radio station
calls on us to take the walks we’ve planned for July. The lava of snow.
Nature, under constant surveillance, reveals its mysteries, and the press
runs a photograph of animals frozen
in place. The gulf
between culture and nature grows deeper, that justice
may descend upon us in triumph. Justice
descends. Nature has always been dumber than man.
Above us,
in the nameless waste,
winter’s gigantic mill is puffing away.
The Madame Blavatsky of Our Time
Will everything now fall forever to the angels,
their boyish wings and flaming swords, their blinding rage?
As if reality weren’t already too ardent
an executioner? The mouth’s abyss multiplies the waste of utterance—
the scrawny, rickety body of a woman, her hips
sharpened at their edges, leaning against the card table, an icon
for a head, scratches with her fingernails an A…
Kh… to delight in knowing
the secret destinies of the world.
The landscape out the window is on fire.
This century is withering for want of a miracle.
You can’t hang yourself in a vacuum,
the scene free of too many extras,
you have to look after the details, the farewell letters, the disappointed
faces, symbols cut live
from police reports. No one lives
for himself. It’s too easy to hover
with your shoulders bespattered with sun, with your face
bepissed with moon, seeing your
feet dangling to spite the law
of gravity. There’s nothing on earth more humiliating
than the law of imagination.
He imagined a room, a chair, and himself.
That’s all that life would allow him.
“Life is cruel,” he said.
The room’s interior recalled the interior of a hotel room.
The room remembered better times.
“Times are changing.”
Agony in Elation
The city two hundred
fifty kilometers
from here,
come,
its promise as fine as an ad
for razor blades
defeating the swelling
of kilometers
between us
(his teeth problems,
my brainwave problems).
Oh, no,
to pursue something around the world?
Would that there were no more distances.
Would that the cities held hands.
Would that Oslo embraced Aachen.
Would that it all gathered in one place.
Would that there were no memories.
Would that everyone gathered in one place.
Would that no one reproached me
for remaining motionless for weeks on end.
Would that state borders were streaks
of paint on land and water.
Would that the dead would rise from the dead,
that I might die in peace.
Would that it weren’t necessary to leave
in order to get somewhere.
Zima
Tymczasem zieleń zszarzała,
stając się pojęciem z podręcznika dla sadowników.
Za oknem najspokojniej kwitnie cywilizacja rozumu. Eksperci
od pogody wyliczają zalety pogody, a przypadkowa radiostacja
nawołuje do spacerów zaplanowanych na lipiec. Lawa śniegu.
Wiecznie podglądana przyroda odkrywa swe tajemnice i prasa
zamieszcza fotografię zwierząt przyłapanych
na zamarzaniu. Przepaść
między kulturą i naturą pogłębia się, by sprawiedliwość
triumfując zstąpiła na ziemię. Sprawiedliwość
zstępuje. Natura zawsze była głupsza od człowieka.
Ponad nami,
w bezimiennym pustkowiu,
dyszy gigantyczna huta zimy.
Madame Blavatsky naszych czasów
Czy już wiecznie wszystko spadnie na anioły,
ich chłopięce skrzydła, płonące miecze, oślepiający gniew?
Czyżby rzeczywistość nie była nazbyt gorliwym
oprawcą? Otchłań ust pomnaża marność wypowiedzianego—
chude, rachityczne ciało kobiety, z biodrami
zaostrzonymi na końcach, oparta o karciany stolik, ikona
zamiast głowy, wydrapuje paznokciem A…
CH… by można rozkoszować się poznaniem
sekretnych losów świata.
Krajobraz za oknem płonie.
To stulecie usycha z tęsknoty za cudem.
Nie można powiesić się w próżni,
ze sceną wolną od nadmiaru statystów,
trzeba zadbać o szczegóły, pożegnalne listy, zawiedzione
twarze, symbole żywcem wyjęte
z policyjnych raportów. Nikt nie żyje
dla siebie. To zbyt proste zawisnąć
z plecami oplutymi przez słońce, z twarzą
zasikaną przez księżyc, widząc swoje
dyndające stopy na przekór prawu
ciążenia. Nic bardziej poniżającego na ziemi
prócz prawa wyobraźni.
Wyobraził sobie pokój, krzesło i siebie.
Na więcej życie mu nie pozwoliło.
—Życie jest okrutne—powiedział.
Wnętrze pokoju przypominało wnętrze pokoju hotelowego.
Pokój pamiętał lepsze czasy.
—Czasy się zmieniają.
Agonia w uniesieniu
Miasto, dwieście
pięćdziesiąt kilometrów
stąd,
przyjedź,
zachwala chudy jak reklama
żyletek
pokonując opuchliznę
kilometrów, która
nas dzieli
(jego kłopoty z zębami
moje kłopoty z eeg).
O, nie,
uganiać się za czymś po całym świecie?
Niech nie będzie odległości.
Niech miasta podadzą sobie ręce.
Niech Oslo uściska Aachen.
Niech wszystko zgromadzi się w jednym miejscu.
Niech nie będzie wspomnień.
Niech wszyscy zgromadzą się w jednym miejscu.
Niech nikt nie wypomina mi, że
całymi tygodniami mógłbym nie ruszać się z miejsca.
Niech granice państwowe będą tylko
śladami po farbie na ziemi i wodzie.
Niech umarli powstaną z martwych,
abym mógł umrzeć w spokoju.
Niech nie trzeba będzie nigdzie wychodzić,
żeby dokądś dojść.
Krzysztof Jaworski was born in Kielce, Poland, in 1966, and has written over a dozen books, including To the Marrow, an avant-garde novel about his yearslong experience with cancer. His poems in English translation have appeared in Cincinnati Review, Kenyon Review Online, A Public Space, and elsewhere.
Benjamin Paloff’s books include the poetry collections And His Orchestra (2015) and The Politics (2011), both from Carnegie Mellon, and many translations from Polish, Czech, Russian, and Yiddish. His poems have appeared in Conduit, Fence, Guesthouse, The Paris Review, The New York Review of Books, and others.
8 July 2024
Leave a Reply